W końcu u mnie też jest ciepło. Właściwie szału nie ma, ale nie narzekam.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad nazywaniem kawałka ziemi, bo do ogrodu mi daleko..., a podwórko, no cóż... tak zbyt pospolicie.
Jakby to "coś" nie nazywać, to pracy od cholery i jeszcze więcej.
Po raz kolejny ograniczam kwiaty jednoroczne - doniczkowe. Po prostu nie chce mi się latać z konewką dwa razy dziennie.
Więc pozostaje przy pięknej nazwie - ogród leśny i naturalny (hahaha).
W białym domku sezon letni został już rozpoczęty.
Jednak koszenie trawy jest wielkim wyczynem sprawnościowym.
Tak niewiele trzeba, aby cała posesja wyglądała schludnie.
Lada dzień obok huśtawki pojawi się piaskownica dla najmłodszych gości.
Na naszym zboczu zamieszkały nornice i zniszczyły część trawnika.
Trawę dosiałam kilka dni temu, ale jest zbyt sucho na kiełkowanie.
W doniczkach zamieszkały bratki - wytrzymałe i niewymagające.
A tutaj: mój zbiór - kwiatki mniszka lekarskiego (już ugotowane czekają do jutra na dalsza obróbkę) oraz pędy sosny - nastawione na syrop - podobno rewelacyjny jest na kaszel i przeziębienie.
Zobaczymy co z tego wyjdzie...
pozdrawiam serdecznie
Kasia
Jeśli trawnik jest skoszony to rzeczywiście ogród zyskuje na wyglądzie. Podziwiam syropy własnej roboty dla zdrowotności.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.:)
ślicznie u ciebie
OdpowiedzUsuńTakie syropy to samo zdrowie. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAle ładnie u Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog, można tu znaleźć wiele inspiracji.
OdpowiedzUsuń